piątek, 18 marca 2016

6. Skrzypnięcia

Cofając się przerażona natrafiłam na ścianę. Hermiona! Jesteś Gryfonką, jesteś odważna.
Nie jestem.
Odważni ludzi nie popełniają samobójstwa.
Jestem tchórzem, który umie parę zaklęć i formułek z książek na pamięć.
Za nim cokolwiek zrobiłam Goyle już był przy mnie i z całej siły kopnął mnie w brzuch, przez co na chwilę przestałam oddychać, otępiała z bólu. Wykorzystał kolejną szansę i, tym razem, dostałam w prawy policzek. Zaczęłam kaszleć i pluć krwią. Nie miałam już siły.
Musiało to żałośnie wyglądać. Mądra, znana Gryfonka, która brała udział w pokonaniu Voldemorta, skulona w kącie jadalni swojego szkolnego wroga i poraniona, przyjmuje kolejne ciosy od ślizgońskiego idioty, który mógłby wykończyć ją jednym zaklęciem, ale nawet nie wie jak ono brzmi.
O wiele bardziej wolałabym, żeby użył Avady, skoro i tak chce mnie wykończyć.
Tak rozumując, o wiele bardziej wolałabym, żeby na jego miejscu był Malfoy.
Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem.
Ale Malfoy nie był głupi, nie babrałby się w krwi i łamaniu żeber.
Po prostu jeden, mały, zielony promień.
Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, nie czułam też kolejnych uderzeń. Czyli umieram. Nie tak, jakbym tego chciała, ale umieram. Ostatnie co zobaczyłam przed ciemnością, to ten blondwłosy chłopak, którego uznałam za Anioła.
***
Usłyszałam skrzypnięcie.
Drugie skrzypnięcie.
Trzecie skrzypnięcie.
Drażniło to mnie i moją czarną ciszę, więć postanowiłam zainterweniować.
Podniosłam powieki i od razu zobaczyłam przyczynę skrzypania. Malfoy. Huśtał się na bujanym fotelu, czytając Proroka.
- Czemu czytasz twoją znienawidzoną gazetę? – spytałam, jakby nigdy nic zaciekawiona.
Zerwał się natychmiast z plecionego fotela, czemu towarzyszył długi przeciągły dźwięk, który tak mnie denerwował. Zmarszczyłam brwi.
- Miałaś jeszcze długo spać! – czemu był taki zdenerwowany? I co śmieszne, troskliwy.
- Było mnie nie budzić – kiwnęłam głową w stronę mebla, rozbawiona, bo miał minę jak pani Weasley, gdy ktoś nie był głodny.
- Boli cię coś?
- Nie, a powinno? – znowu się uśmiechnęłam, był naprawdę komiczny.
- Czekaj, ile tam tego było? Masz złamane dwa żebra, skręconą prawą kostkę, złamaną rękę i zwichnięty nadgarstek i prawdopodobnie wtrząs mózgu. Chyba tyle.
- Chyba? – kto by pomyślał, że ślizgon potrafi mnie tak rozbawić.
- Nie jestem Pomfrey, Granger.
- Nie odpowiedziałeś na moje, wcześniejsze pytanie! – spojrzałam z wyrzutem. Malfoy nagle przybrał minę wkurzonego, już nie był ani trochę zabawny.
- Chcesz wiedzieć czemu Granger? Bo z jakiegoś idiotycznego powodu, przyszło ci do głowy popełniać samobójstwo! A teraz każdy auror na tym świecie szuka przyjaciółeczki słynnego pana Pottera, bo na pewno ktoś ją porwał!
Nagle się otrząsnełam i zawładnęła mną panika. Oni mnie szukają, myślą, że jestem w niebezpieczeństwie.
- Ile czasu tu jestem?
- Nie tak dużo, jak powinnaś – będzie się bawił w zagadki? W takiej sytuacji?
- Co to ma znaczyć, Malfoy!?
- Sześć dni.
- Co? Kłamiesz, nie mogło minąć tyle czasu! – zerwałam się z rozkładanej kanapy, na której leżałam – Chcesz mi w mówić, że po tym jak mnie uratowałeś obudziłam się po chwili, a teraz spałam sześć dni!
- Granger! Natychmiast się kładź! Nie powinnaś się ruszać w takim stanie!
- Nie będziesz mi mówić co mam robić, czuję się świetnie! A teraz mnie wypuść, do cholery! – krzyknęłam szarpiąc za klamkę zamkniętych drzwi.
- Ochłoń. Połóż się, a obiecuję, że odpowiem na wszystkie twoje pytania.
Usiadłam na łóżku, próbując opanować emocje. Miał rację, niczego tak nie załatwię.
- Czemu tak długo spałam?
- Eliksir Słodkiego Snu, Granger. Mam całkiem spory zapas. – znowu ten okropny ton wywyższajcego się arystokraty.
- Coś jeszcze? – starałam się utrzymywać z tą fretką stały kontakt wzrokowy, jedyny sposób, żeby się dowiedzieć czy mówi prawdę.
-Nie rozumiem.
-Czy dawałeś mi tylko to? Nie sądzę, żebym była w tak dobrym stanie, tylko dzięki jednemu eliksirowi.
-Jakieś przeciwbólowe.
-Jakieś?
-Znalazłem trochę w kuchni, a resztę dokupiłem w pobliskiej, mugolskiej aptece
- Czy ty do reszty zwariowałeś Malfoy! Mugolskie leki też mogą zaszkodzić! A ty mnie nimi bez pytania faszerowałeś nie myśląc o konsekwencjach!
- Granger, żyjesz. Nic ci nie jest. Uratowałem cię już drugi raz. Czy możesz po prostu odpuścić?
Byłam zdenerwowana i zestresowana. Jednak jeśli cokolwiek chciałam uzyskać z tej rozmowy, musiałam przynajmniej udawać spokojną.
- Czemu mnie nie wypuścisz?

Hej kochani!
Macie dzisiaj dużo dialogów!
Komentujcie <3 to dla mnie wiele znaczy :)
Nelimay^^