Zemdlałam.
Przytłacza mnie ciemność.
Tonę w nieskończonej otchłani.
Obojętność.
Opadam na dno, jakby moje serce, było ciężkim balastem.
Nagle zdaję sobie sprawę, że nie mogę się ruszyć.
Nie mogę wypłynąć na powierzchnię.
Nie mogę oddychać.
W uszach słyszę przytłumiony pisk.
Boję się.
Chcę ratować się przed utonięciem, ale moje ciało nie chce współpracować.
Nagle między dokuczliwym piskiem, słyszę ciche, ledwo słyszalne Granger.
To moje imię?
Ktoś mnie woła.
Ta myśl dodaje mi jeszcze większej woli walki.
Biorę głęboki wdech.
Otchłań znikła, a na mojej skórze poczułam nagłe uderzenie świeżego powietrza. Powoli i słabo otworzyłam ciężkie powieki. Zobaczyłam niewyraźną, blondwłosą postać. Anioł? Jestem w niebie?
Mrugnęłam kilka razy, obraz się wyostrzył. To nie był anioł. Anioły nie noszą szarych, podartych T-shirtów, jeansów i nie mają zakrwawionej twarzy. Powoli wracała mi świadomość i zdałam sobie sprawę, że tym aniołem był mój szkolny wróg. Malfoy. Więc to jednak nie było niebo. To było piekło.
- Czy ciebie do reszty pojebało? Po co się kurwa zrzucałaś z tego pieprzonego klifu!?
Tak. To zdecydowanie było piekło. Jeszcze otępiała podniosłam się powoli i usiadłam na trawie.
- Czy-Ty-Musisz-Być-Wszędzie? - ledwo wypowiedziałam to zdanie, czując nieprzyjemną suchość w gardle. - Nawet-Po-Śmierci-Mnie-Nawiedzasz?
- Nie umarłaś, idiotko. Wstawaj, szybko. Nie mamy dużo czasu.
- Jak to nie umarłam? Czekaj, co? - znaczenie jego słów wolno do mnie docierało.
Spróbowałam wstać, ale uświadomiłam sobie, że czuje mocny ból w kostce, a mój gwałtowny ruch tylko go pogłębił. Mimowolnie syknęłam z bólu.
- Co jest? Boli cię coś?
- Wcale. Nie. Boli. - zacisnęłam usta, bo poczułam też mocne kłucie w ręce. Kolejny syk.
- Przecież widzę. Czekaj.
Schylił się, a ja spojrzałam się na niego z przerażeniem. Złapał mnie i podniósł. Och, na Merlina! Draco Malfoy trzyma mnie na rękach, jak pannę młodą! To piekło, czy może pośmiertne wesołe miasteczko?
Zmarszczyłam brwi. Nie pozwoliłam mu na to. Wiedziałam, że sprzeciw nic nie da, więc skupiłam się na przyglądaniu się jego twarzy. I nie dlatego, że był przystojny (nienawidzę jego charakteru, nie okłamujmy się - do brzydkich nie należy) Był cały zakrwawiony. Moja ciekawska natura chciała wiedzieć czemu.
- Dlaczego jesteś cały zakr...
- Zaraz się dowiesz, trzymaj się mocno. - przerwał mi, a ja nie zdążyłam zareagować.
Zaczęła się teleportacja, ale inna niż ta, z której korzystałam. Mocniejsza, silniejsza i straszniejsza. Nie trzymałam się Malfoy'a mocno, dodatkowo odciągała mnie od niego dziwna siła. Za nim zrozumiałam, oderwałam się od ślizgona, ale nadal tu byłam. Nie wylądowałam w dziwnym miejscu, rozszczepiona. Nagle wszystko znikło a siła, która mnie ciągnęła zmalała, sprawiając, że uderzyłam z impetem o ścianę, powoli się osuwając. Kolejny syk. Już trzeci. Poczułam pulsujący ból w czaszce i nieprzyjemne szczypanie w okolicy lewego nadgarstka. Świetnie. Chłopak obserwował mój upadek, zmarszczył brwi. W jego oczach mignęło mi współczucie. Wydawało mi się, na pewno. Nie podszedł tylko zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Zrobiłam to samo. Ledwo co omiotłam wzrokiem pomieszczenie i od razu je rozpoznałam. Jadalnia w Malfoy Manor. Tylko jedno słowo brzmiało w mojej głowie.
Uciekaj
Zaraz Malfoy zwoła ocalałych śmierciożerców i mnie wykończą. Próbowałam wstać, ale, tym razem, jęknęłam z wiadomej przyczyny.
- Zostań tam- szepnął, ale i tak brzmiał stanowczo i groźnie.
Przeanalizowałam sytuację. Nie dam rady uciec, bo i tak mnie złapie, a jeśli to się stanie, to i tak chciałam umrzeć. Niekoniecznie z ręki wroga, ale chciałam. Opadłam na posadzkę zrezygnowana.
- Grzeczna dziewczynka.
Co on sobie myśli? Fuknęłam na niego, jak za szkolnych czasów. Uśmiechnął się (idiota) i wrócił do przeszukiwania pokoju. Po chwili wyjrzał na korytarz. W jednej sekundzie wypadł z niego...
... Wkurzony Gregory Goyle. Co on tu robi? Akurat jego bym się nie spodziewała.
Rzucił się na Malfoy'a, a ja spanikowałam. Nagle zobaczyłam białą różdżkę w gablotce nad kominkiem. Z trudem się do niej doczołgałam, ale i tak poszło mi szybko. Złapałam jakąś ozdóbkę i z całej siły trzasnęłam w szklane drzwiczki gabloty. Chwyciłam różdżkę i (niemądrze) krzyknęłam:
Drętwota!
Ciężko było mi rzucić zaklęcie z obcej różdżki. Niestety. Malfoy odepchnął w tym samym czasie przeciwnika, tym samym wpadając na promień zaklęcia. Upadł na posadzkę. Goyle rozejrzał się zdziwiony, ale jednocześnie zadowolony, szukając autora zaklęcia. Z jeszcze większym uśmiechem ruszył w moją stronę.
Hej kochani!
Trochę... hmm... milsza konfrontacja Hermiony i Malfoy'a?
Komentarze = motywacja
Nelimay^^