piątek, 13 listopada 2015

Nic nieznaczący zeszyt

Moja ręka zacisnęła się na skórzanej okładce. Wyciągnąłem ostrożnie zeszyt aby coś przypadkiem nie wypadło z torby i nie obudziło Granger. Rozsiadłem się wygodnie na miejscu i rozpocząłem "lekturę". To był pamiętnik. Pamiętnik. Szlama prowadziła pamiętnik. Zapowiadało się co raz ciekawiej. Rozpoczynał się datą 5.08.1995 r. Pisała o tym jak Potter dotarł do Zakonu Feniksa. O jego rozprawie, matce Weasleya, która wystraszyła się bogina. Po kilkunastu kartkach dotarłem do opisu powstania Gwardii Dumbledora i zapisach w gospodzie Pod Świńskim Łbem, dowiedziałem się czemu tego olbrzyma nie było w Hogwarcie i kim był ten obrzydliwy potwór Graup podczas bitwy. Zaciekawiły mnie również wizje Złotego Dziecka. Korki z eliksirów tak? Często były dopiski o mnie. Oczywiście nie zbyt przyjemne. Najdłuższa taka wzmianka dotyczyła upadku GD, nie wiedziałem nawet, że Panna-Zawsze-Idealna zna takie słowa. Dokładnie opisała wydarzenie w Departamencie Tajemnic, Bellatrix skazała "Wąchacza" na nietypową śmierć.
 Dużo poświęciła również szóstemu rokowi. Delikatnie się uśmiechnąłem na wspomnienie o twarzy Pottera we krwi - mojego dzieła. Wielka szkoda, że moja głupia ciotka musiała go znaleźć w tym pociągu. Książe Półkrwi. Setcumsempra. Bardzo dobrze pamiętałem ból po tym zaklęciu. Wybraniec był sprytniejszy niż myślałem, domyślił się prawie wszystkiego o moim zadaniu. Mapa Huncwotów? To dzięki niej mnie śledził? Horkruksy. Ten termin znałem. Czarny Pan kiedyś próbował mnie namówić na rozszczepienie duszy. Na szczęście, przez tracenie swoich własnych, zapomniał o tej propozycji. Do takiego czynu nigdy bym się nie posunął.
 Mdliło mnie gdy użalała się nad związkiem Weasleya z Brown a co dopiero gdy mówiła o swoich uczuciach do niego. Opis śmierci Dumbledora znałem sam doskonale, a jej był, szczerze, nawet wybrakowany - Potter nie powiedział jej wszystkiego. R.A.B. Znałem go z opowieści matki. Pamiętnik był często "aktualizowany", prawie jak dziennik, ale przecież życie Golden Trio było takie ciekawe i zasługiwało na codzienną notkę. Dopiero gdy wybrali się na poszukiwanie pozostałych części duszy Tego, Którego Imienia Nie Wolno Było Wymawiać notki stały się krótsze i ich ilość zmalała. Po, tym razem, długim wpisie o pokonaniu wroga nastąpiła duża luka. Kolejny, a zarazem ostatni, "rozdział" był inny. Nie pasujący do jej stylu pisania, do którego zdążyłem się już przyzwyczaić.


 6.05.1998 r.




Jestem w Australii - państwie, w którym zaznałam więcej bólu niż kiedykolwiek.

 Nazywam się Hermiona Granger, nigdy tego nie napisałam, ale czy ważne jest jak się nazywam?
 Jest to jedyny wpis, w którym użyję swojego imienia, nie jest mi potrzebne. Ten, z pozoru, nic nieznaczący zeszyt zawiera więcej uczuć niż zaznał ode mnie Ronald Bilius Weasley, niż wiedział Harry James Potter.
Ta krótka notka potrzebuje tak naprawdę jednego słowa by ją opisać - "koniec".





 Nie zwróciłem nawet uwagi na to, że nigdy nie wspomniała o swoim imieniu. Bardziej zdziwiło mnie to, że była tak lekkomyślna. Gdybym znalazł ten zeszyt choćby kilka miesięcy temu śmierciożercy mieliby dużą przewagę. Większą przewagę. Wiedzielibyśmy gdzie ukrywa się Golden Trio, którego horkruksa namierzyli. Ten, jak sama wspomniała, nic nieznaczący zeszyt mógł tyle zmienić, tyle ujawnić. Czy Granger zdawała sobie z tego sprawę?

 "Koniec". Domyśliłem się, że nie ma zamiaru prowadzić już pamiętnika. Nie przejmowałem się losem Granger, lecz moja ciekawska natura chciała wiedzieć co takiego miało miejsce w Australii.
Minęły już dwie godziny - niedługo się pewnie obudzi. Nic nieznaczący zeszyt powędrował na swoje miejsce - do torebki dziewczyny.



 



 Obudziłam się widząc Malfoya - nadal tu jest, to znaczy, że kłótnia z nim nie należała do mojego snu. Czytał Proroka, pewnie z nudów, od kilku dni był pełny artykułów o Harrym - na pewno go to nie interesowało. Wyjęłam szczotkę z torby przeczesując moje, i tak odwiecznie skołtunione, włosy. Blondyn zlustrował mnie wzrokiem nic nie mówiąc. Spojrzałam na zegarek - jeszcze 12 godzin lotu.

Żałowałam, że nie przespałam całej podróży - dzięki temu mogłabym się odgonić od złych wspomnień. Niestety, przyzwyczaiłam się już do nieprzespanych nocy przez pisanie prac w Hogwarcie oraz poprawiania eseji chłopaków. Po tych niecałych trzech godzinach lotu była już wyspana i nie było mowy o ponownym odpłynięciu do krainy Morfeusza.



 Witam :)
Rozdział pisany, szczerze, na siłę i myślę, że to widać. No cóż, obietnica to obietnica. Nadal poszukuję bety!


7 komentarzy:

  1. Cześć! Właśnie trafiłam na twojego bloga. Zapowiada się niesamowicie, Dramione to jeden z moich ulubionych pairingów. Przez te 3 rozdziały przeleciała bardzo szybko, były super ciekawe :) Ciekawy pomysł z uwięzieniem ich w jednym samolocie, choć to dziwne, że Draco używa samolotu jako środka transportu (w końcu to wielki arystokrata :D). Szkoda Hermiony...
    Życzę powodzenia w dalszym pisaniu! Będę czytać tego bloga :)
    Zapraszam też do siebie, na nowo-otwartego bloga:

    http://hp-wielka-przemiana.blogspot.com/

    Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) miło mi, że mam nową czytelniczkę! Czemu lecą samolotem a nie np. teleportują się wyjaśni się w 3 rozdziale ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę, będę z niecierpliwością czekać na następny rozdział, aby zobaczyć jak rozwinie się akcja <3

      Usuń
  3. Super! Rozdział bardzo ciekawy! Powiem szczerze, nie widać, żeby był pisany na siłę, no może poza długością ;). Czekam na następny i życzę duuużo weny!
    Pozdrawiam, Hariet.

    OdpowiedzUsuń
  4. Draco ma tupet! Nie powinien tego czytać ciekawe czy dowie się o rodzicach Hermiony
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę świetny ... Więcej akcji trochę i będzie idealny

    OdpowiedzUsuń